WItam,
jestem mama 2ki chlopcow (3lata i 6miesiecy). Z mezem jestesmy 6lat a po slubie dopiero 1,5roku.
Wychowywalam sie w domu gdzie jezeli tylko rodzice byli razem to byly klutnie. Kazde wspolne wyjscie zaczynalo i konczylo sie klutnia. Strasznie nas (mnie i mojego brata) bolalo serce gdy musilismy patrzec jak rodzice sie kluca a nawet bija. Oczywiscie nas wykorzystywali jako elemet sporu. Sedziow ktorzy mieli ocenic kto jest dobry a kto nie... A przeciez dziecko kocha tak samo i mame i tate...
Parenascie lat pozniej moja mama miala okazje wyjechac do Anglii. My z bratem oczywiscie namawialismy ja ochoczo poniewaz marzylismy aby wreszcie sie z tata rozstali. Zeby skonczyl sie placz mamy co rano i krzyk taty.
Tak sie i stalo. Rodzice po 20latach wzieli rozwod.
Obiecalam sobie ze nie zafuduje moim dziecia tego samego. To byl koszmar... Pomimo ze finansowo mielismy wszystko. Zawsze najlepiej ubrani itp, to nie mielismy najwazniejszego - szczesliwej rodziny...
Niestety...nie dogadujemy sie z mezem od jakiegos dluzeszego czasu a odkad pojawil sie drugi malec klucimy sie prawie non stop.
NIestety pomimo ze ja sie powstrzymuje i prosze abysmy chociaz nie klucili sie przy dzieciach, on rzuca wyzwiskami na ich oczach. POtem starszy to wychwytuje i odnosi sie tak do mnie.
Mowi im w zlosci ze mama was nie kocha itp. Wiem ze najmlodszy jeszcze nie rozumie, ale starszy juz napewno. I wiem ze to dziecko bardziej bola takie slowa niz mnie. WIem bo sama przez to przechodzilam.
On (maz) nigdy nie mial normalnego domu. Mama zmarla jak byl maly i mieszkal z ojcem ktory wogole sie nim nie interesowal i z babcia ktora jak jej pasowalo sie nim interesowala. Nie wysluchiwal klutni i wyzwisk. NIe wie jak to boli. Ja tak...
Dlatego juz nie raz prosilam zeby sie wyprowadzil dla dobra dzieci. Zeby nie musily tego wysluchiwac cale zycie. Nie zabraniam mu kontaktu z nimi. MOze ich odwiedzac nawet codziennie, ale ma poprostu dac nam swiety spokoj.
Gdy jego nie ma, ja jestem spokojna, zorganizowana i milo spedzamy czas, gdy tylko on przychodzi do domu zaczynaja sie klutnie i pretensje...
Nie chce zeby dzieci na to patrzyly.
Chce aby mialy normalne dziecinstwo i szanse na stworzenie normalnego zwiazku potem w przyszlosci... A zmora taka jak zgotuja rodzice niestety ciagnie sie przez cale zycie za nimi... I im bardziej chce sie od tego odciac czy uciec, tym bardziej to do nas dociera...
Niestety maz nie chce sie wyprowadzic. POwiedzial ze nie bedzie placil za dwa domy (moj gdzie mieszkalabym z dziecmi i jego ewentualne lokum) ze mu sie to nie oplaca. Pracuje godz jazdy od domu i musialby znalesc lokum sobie tam, a wtedy nie byloby go stac na codzienne przyjazdy do dzieci...
Wiem ze finansowo nie bylo by latwo, wrecz bardzo ciezko... ale nie wiem czy nie lepsze to niz ciagle klutnie....
doradzcie? Jak zmusic meza do odejcia? Dodam ze mieszkamy w Anglii.
jestem mama 2ki chlopcow (3lata i 6miesiecy). Z mezem jestesmy 6lat a po slubie dopiero 1,5roku.
Wychowywalam sie w domu gdzie jezeli tylko rodzice byli razem to byly klutnie. Kazde wspolne wyjscie zaczynalo i konczylo sie klutnia. Strasznie nas (mnie i mojego brata) bolalo serce gdy musilismy patrzec jak rodzice sie kluca a nawet bija. Oczywiscie nas wykorzystywali jako elemet sporu. Sedziow ktorzy mieli ocenic kto jest dobry a kto nie... A przeciez dziecko kocha tak samo i mame i tate...
Parenascie lat pozniej moja mama miala okazje wyjechac do Anglii. My z bratem oczywiscie namawialismy ja ochoczo poniewaz marzylismy aby wreszcie sie z tata rozstali. Zeby skonczyl sie placz mamy co rano i krzyk taty.
Tak sie i stalo. Rodzice po 20latach wzieli rozwod.
Obiecalam sobie ze nie zafuduje moim dziecia tego samego. To byl koszmar... Pomimo ze finansowo mielismy wszystko. Zawsze najlepiej ubrani itp, to nie mielismy najwazniejszego - szczesliwej rodziny...
Niestety...nie dogadujemy sie z mezem od jakiegos dluzeszego czasu a odkad pojawil sie drugi malec klucimy sie prawie non stop.
NIestety pomimo ze ja sie powstrzymuje i prosze abysmy chociaz nie klucili sie przy dzieciach, on rzuca wyzwiskami na ich oczach. POtem starszy to wychwytuje i odnosi sie tak do mnie.
Mowi im w zlosci ze mama was nie kocha itp. Wiem ze najmlodszy jeszcze nie rozumie, ale starszy juz napewno. I wiem ze to dziecko bardziej bola takie slowa niz mnie. WIem bo sama przez to przechodzilam.
On (maz) nigdy nie mial normalnego domu. Mama zmarla jak byl maly i mieszkal z ojcem ktory wogole sie nim nie interesowal i z babcia ktora jak jej pasowalo sie nim interesowala. Nie wysluchiwal klutni i wyzwisk. NIe wie jak to boli. Ja tak...
Dlatego juz nie raz prosilam zeby sie wyprowadzil dla dobra dzieci. Zeby nie musily tego wysluchiwac cale zycie. Nie zabraniam mu kontaktu z nimi. MOze ich odwiedzac nawet codziennie, ale ma poprostu dac nam swiety spokoj.
Gdy jego nie ma, ja jestem spokojna, zorganizowana i milo spedzamy czas, gdy tylko on przychodzi do domu zaczynaja sie klutnie i pretensje...
Nie chce zeby dzieci na to patrzyly.
Chce aby mialy normalne dziecinstwo i szanse na stworzenie normalnego zwiazku potem w przyszlosci... A zmora taka jak zgotuja rodzice niestety ciagnie sie przez cale zycie za nimi... I im bardziej chce sie od tego odciac czy uciec, tym bardziej to do nas dociera...
Niestety maz nie chce sie wyprowadzic. POwiedzial ze nie bedzie placil za dwa domy (moj gdzie mieszkalabym z dziecmi i jego ewentualne lokum) ze mu sie to nie oplaca. Pracuje godz jazdy od domu i musialby znalesc lokum sobie tam, a wtedy nie byloby go stac na codzienne przyjazdy do dzieci...
Wiem ze finansowo nie bylo by latwo, wrecz bardzo ciezko... ale nie wiem czy nie lepsze to niz ciagle klutnie....
doradzcie? Jak zmusic meza do odejcia? Dodam ze mieszkamy w Anglii.
Skomentuj